niedziela, 11 listopada 2012

„Polskie” wino z Australii



Dobrałem się dzisiaj w końcu do bardzo ciekawego wina z ostatnio zamówionej paczki. Było nim Pauletts Polish Hill River Shiraz z Clare Valley. Skłamałbym, gdybym powiedział, że słowo „polish” nie wpłynęło na moją decyzję o zakupie tego wina. Choć nie był to oczywiście decydujący czynnik. Pierwszą rzeczą, która sprawdziłem, było oczywiście to, skąd taka nazwa australijskiego wina. Jak można się domyślić, nie było to spowodowane tym, że jakiś genialny winiarz z Polski tworzy w australijskiej winnicy wspaniałe wino. Tak wspaniałe, że cały region otrzymał przydomek „polish” dla uczczenia jego talentu. Niemniej jednak sama nazwa bierze się od jak najbardziej autentycznych Polaków. Rzecz miała miejsce w połowie XIX wieku. W 1856 roku grupa mieszkańców Zbąszynia oraz Dąbrówki Wielkopolskiej postanowiła wyemigrować ze swojej okupowanej ojczyzny. Po chwilowej ich bytności w Hamburgu, opuścili go, a na miejsce docelowe podróży wybrali Australię, dokładniej miasto Adelaide, dzisiejszą stolicę winiarską Południowej Australii. Już od lat 30. XIX wieku do Australii przybywali Polacy, ale były to małe grupy. Dopiero emigranci z 1856 roku wzmocniły na tyle polonię, by mogła sobie znaleźć miejsce w tym obcym kraju. Po krótkim pobycie w Adelajdzie, Polacy zakupili niewielkie tereny w regionie Hill River, w którym osiedlili się już na stałe. Wkrótce polscy koloniści rozpoczęli w tym miejscu budowę kościoła, a w 1870 do Hill River przybył ksiądz Leon Rogalski, który został pierwszym duszpasterzem Polaków w Australii. Wkrótce przy kościele św. Stanisława Kostki powstała polska szkoła, a polonia zaczęła pełnić istotną rolę wśród lokalnej społeczności; niektórzy Polacy sprawowali ważne funkcje we władzach Południowej Australii. Wraz z początkiem XX wieku i śmiercią księdza Rogalskiego (1906) polskość tego miejsca zaczęła znikać. Emigranci zasymilowali się z miejscowymi, pozostała po nich jedynie nazwa doliny, przemianowana wkrótce po ich osiedleniu się na Polish Hill River. Pomimo utrwalenia obecności Polaków w toponimie, miejsce to zostało zapomniane, kościół dekonsekrowano, a budynki używane przez nich popadły w ruinę.

Zmiana przyszła po II wojnie światowej. Kolejna fala emigracji na nowo odkryła Polish Hill River. W latach 70. została przeprowadzona renowacja kościoła św. Stanisława Kostki i został on wpisany na listę zabytków. Wkrótce powstało tam również Muzeum Kościelne, które tym razem ma zapobiec zapomnieniu o tym miejscu. Oprócz muzeum pomagają w tym także winiarze, których posiadłości położone są w tej „polskiej” dolinie. Bo przecież dopóki na butelkach wina będzie widniał napis „Polish Hill River”, dopóty będziemy pamiętali o tym miejscu. Skoro jest już mowa o regionie, to niektórzy pewnie się zastanowią, czemu nie sięgnąłem po Rieslinga, w końcu to chluba Clare Valley. Nie zaprzeczę, że też o tym myślałem, ale jednak trochę się bałem (o moim irracjonalnym lęku przed Rieslingiem opowiem innym razem). Wróćmy teraz do wspomnianego na początku Shiraz, bo samo wino też było ciekawym doświadczeniem. Uderzyły mnie bardzo intensywne zapachy aronii i czarnych porzeczek, które przy tej odmianie raczej nie są czymś nietypowym, jednak intensywność tych aromatów z pewnością jest już niespodzianką. Drugim zaskoczeniem były taniny, niezwykle przyjemne, aksamitne, czego się po tym winie nie spodziewałem. Wyraźna kwasowość i delikatny finisz tylko dopełniały smak trunku. Brakowało mi jakiejś kropki nad „i”, która czyniłaby to wino idealnym, niemniej jednak warte było spróbowania. Dla zainteresowanych: zarówno Shiraz, jak i Riesling, są dostępne w sklepie Winezja.pl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz