piątek, 31 sierpnia 2012

U progu katastrofy, czyli jak filoksera niszczyła kolej francuską.



W 1871 roku Francję spotkał potężny cios ze strony Prus. W wyniku przegranej wojny Prusy zagarnęły sobie Alzację i Lotaryngię, a Francuzi musieli do tego dorzucić nielichą kontrybucję. Jednak wojna z Prusakami była niczym w porównaniu z wojną, która zaczęła jeszcze parę lat wcześniej, ale z której nie zdawano sobie sprawy. Mowa tutaj o perfidnym ataku Amerykanów na Francję. Amerykanów reprezentowała malutka, żółta mszyca, bardziej rozpoznawalna pod nazwą filoksery (Phylloxera vastatrix). Honoru Francuzów starała się bronić winorośl. 

Wojna zakończyłaby się niechybną zgubą winiarstwa francuskiego i europejskiego, gdyby nie pomoc z zewnątrz. Jak na ironię z pomocą przyszła winorośl z Ameryki, ta sama, która przyniosła do Europy filokserę. Ale zacznijmy od początku. Na początku lat 60. XIX wieku, kilku francuskich winiarzy wpadło na pomysł, aby poeksperymentować z egzotycznymi odmianami winogron, więc sprowadziło kilka szczepów z Ameryki Północnej. Wraz z nimi do Europy przybyła żółta mszyca, mieszkająca w korzeniach winorośli. O ile dla uodpornionych odmian amerykańskich taki mały robaczek nie był problemem, to wśród delikatniejszych europejskich odmian spowodował prawdziwy pogrom. Pierwsze oznaki przyszłego problemu pojawiły się już w 1863 roku, w małej wiosce Pujaut, w Langwedocji. W jednej z tamtejszych winnic zaczęły usychać krzewy, oczywiście nikt tym się nazbyt nie przejął, poza samym właścicielem winnicy oczywiście. Pięć lat później, gdy nieznana choroba objęła większość winnic południowego Rodanu, zaczęto brać problem na poważnie. Z jednej strony szukano rozwiązania problemu, z drugiej próbowano zapobiec rozprzestrzenianiu się filoksery do innych regionów. Żadnemu z zadań nie podołano. W połowie lat 70. całe południe Francji było zakażone. Wtedy nie mówiono już o problemie, wtedy było wiadomo, że to klęska. Winiarze z północy kraju przestali się cieszyć w duchu z nieszczęścia ich południowych kolegów wiedzieli, że ta klęska dotrze do nich lada moment. 
Cały kraj zaczynał czuć na plecach zimny oddech kryzysu. Jeśli winnice na południu upadną to cały kraj na tym ucierpi. Paradoksalnie od tych winnic zależnych było wiele innych gałęzi francuskiej gospodarki. Chociażby kolej żelazna. Linia Kompanii Kolei Żelaznej Paryż – Lyon - Marsylia straciłaby rację bytu bez winnic południa. Południe nie miało tak naprawdę nic oprócz winnic, więc jeśliby zabrakłoby winnic po co miano by tam jeździć. W obliczu takiej katastrofy cały kraj zmobilizował się do walki z filokserą. Rząd francuski zaoferował nawet nagrodę w wysokości 320 tys. franków za znalezienie lekarstwa. Próbowano różnych metod walki z chorobą. Na przykład w jednym z miasteczek w Beaujolais wymyślono, że świeży mocz oddany na korzenie winorośli pomoże w walce z filokserą. Dlatego też zwalniano chłopców z pobliskich szkół, by przyczynili się w „leczeniu” winorośli. W innym miejscu zakopywano żywą ropuchę w korzeniach zakażonej rośliny. Z mniej szalonych metod można przytoczyć spryskiwanie korzeni siarczkiem węgla, bądź siarkowęglanem. Do tych oprysków przez pewien czas nawet stosowano dopłaty, tylko po to, żeby jak najwięcej winiarzy mogło ochronić swe winnice. Próbowano nawet modlitwy, odprawiając msze pokutne i stawiając krzyże w celu odkupienia klęski, która dotknęła Francuzów. Oczywiście żaden pomysł nie zdał egzaminu, a winnice nadal usychały. 
 
Jak to często w historii bywa, nikt nie słuchał tych, którzy mieli pomysły faktycznie przydatne w walce z chorobą. Tymi osobami byli Jules-Émile Planchon i Jules Lichtenstein. Ci dwaj biolodzy starali się wszystkim udowodnić, że filoksera została przeniesiona na grunt europejski z Ameryki, a jedynym skutecznym sposobem na uchronienie się przed nią, będzie sadzenie winorośli europejskiej na podkładkach z uodpornionej winorośli amerykańskiej. Gdy ich pomysł został wysłuchany to trzeba było jeszcze wielu lat, by przekonać wszystkich do tego, że europejskie szczepy na amerykańskich korzeniach wcale nie tracą na jakości, a wręcz przeciwnie, zyskują na wytrzymałości. W końcu udało się namówić winiarzy do rewolucji. Koniec XIX wieku to mozolny proces przesadzania zniszczonych i zaatakowanych winnic. A tych nie brakowało. Do 1875 roku zniszczone zostało 288 tys. hektarów, a kolejne 300 tys. było zarażonych (dla porównania dzisiejszy areał winnic francuskich to około 900 tys. hektarów). A to przecież nie był koniec. Produkcja wina od 1875 roku do 1889 spadła blisko czterokrotnie (z 84.5 mln hektolitrów do 23.4 mln). Mimo to Francja i Europa obroniły się, odnosząc wielkie straty, ale nie poddając się. Jednak to nie koniec zmagań z filokserą. Do tej pory nie wymyślono skutecznego środka niszczącego mszycę. Co gorsza, ostatnio pojawiły się informacje, że istnieją nowe odmiany mszycy atakujące również uodpornioną winorośl. Filoksera winiec nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.

2 komentarze:

  1. Filoksera cały czas atakuje. Rodza się nowe odmiany, radzace sobie z odpornymi dotyczczas podkładkami. Jest to poważny problem w Kalifornii, gdzie w ostatnich latach filoksera zaatakowała kilkanaście tysięcy hektarów upraw. Tyle, że teraz wiadomo o co chodzi. W Europie, zanim wykryto, ze to mszyca, padło już sporo winnic. Nawiasem mówiąc dwusiarzek wegla, a zwłaszcza siarkowęglany okazuja się obecnie całkiem skuteczne.
    Ciekawym aspektem europejskiej klęski w XIX wieku jest awans szkockiej whisky do grona najlepiej sprzedajacych sie alkoholi.

    Sławek Chrzczonowicz

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za uzupełnienie informacji. A co do ciekawych aspektów związanych z filokserą to jest ich tak wiele, że ciężko umieścić nawet najważniejsze w tak krótkiej opowieści. Ale wkrótce pojawią się być może inne opisujące parę ciekawych wydarzeń spowodowanych przez filokserę.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń