Kapitan Arthur Philip, dowódca Pierwszej
Floty, zapewne nie do końca był świadomy tego, że pod koniec stycznia 1788
tworzył historię. Między 18 a 20 stycznia jego flota wpłynęła do zatoki
Botanicznej, a tam wychodząc na ląd miała zostać założona pierwsza kolonia Terra
Australis Incognita. Jednak James Cook niezbyt dokładnie opisał to miejsce,
które okazało się niezbyt dobre na kolonię. Na szczęście kilkanaście kilometrów
na północ od tego miejsca znajdowała się zatoka Port Jackson, dużo lepsza na
założenie kolonii. Pierwsza Flota przeniosła się tam 26 stycznia. Po wstępnych
oględzinach terenu kapitan Philip stwierdził, że to idealne miejsce na
założenie pierwszej brytyjskiej kolonii na tej obcej ziemi. Na cześć ówczesnego
ministra spraw wewnętrznych kolonia została nazwana Sydney Cove.
Mapa sporządzona przez Francisa'a Fowkes'a w 1788 roku. |
Na statkach, oprócz
rzeszy skazańców (blisko 800), którzy mieli tę kolonię zbudować, przypłynęło
mnóstwo potrzebnych rzeczy do przyszłego funkcjonowania osady. Oprócz wszelkiej
maści bydła, rogacizny i drobiu, przywieziono również sadzonki wszystkich potrzebnych
roślin. Były wśród nich sadzonki winorośli, bo wino było niezbędne do
funkcjonowania. Winorośl została zakupiona w Kapsztadzie, który był ostatnim przystankiem
przed Australią. Jednak pierwsi koloniści sukcesów w uprawie winorośli nie
odnieśli, co w sumie nie jest zaskoczeniem, gdyż antypody nie są miejscem gdzie
byle kto może zasadzić winnic i ją utrzymać. Nowa kolonia brytyjska szybko się
rozwijała więc niedługo trzeba było czekać, aż pojawią się tam ludzie, którzy
potrafią uprawiać winorośl. Pierwszym o którym warto wspomnieć był Gregory
Blaxland, brytyjski osadnik z Kent. Zajął się eksperymentowaniem z uprawą
różnych rodzajów roślin, zbóż i winorośli. Na polu uprawy, jak i produkcji wina
osiągnął duże sukcesy. Udało mu się wyhodować odmiany winorośli odporne na
choroby, ponadto poczynił pewne usprawnienia względem nawadniania winnic i
produkcji wina. Jego sukces został doceniony w 1822, gdy Royal Society of Arts
przyznało mu medal, wśród win wzmacnianych. Trzeba dodać, że wino australijskie
przed dłuższy czas to przede wszystkim wina fortyfikowane. Niewiele innych rodzajów
win trafiało do Europy przed końcem XX wieku. Ale Blaxland nie stał się ikoną
australijskiego winiarstwa. Całą chwałę odebrał mu James Busby. Enolog z
wykształcenia, studiował we Francji, z dużym zapałem zabrał się do tworzenia
australijskiego winiarstwa. O ile Blaxlanda można nazwać pionierem winiarstwa,
to Busby był jego propagatorem. Napisał podręcznik o tym jak sadzić i
pielęgnować winnicę oraz produkować wino w Nowej Południowej Walii. Dzięki
niemu Hunter Valley stała się popularnym miejscem do zakładania winnic. Sprowadził
ze Europy (przede wszystkim z Hiszpanii i Francji) wiele odmian winorośli, aby
zbadać ich rozwój w Australii. W 1833 roku został wysłany do Nowej Zelandii
przez brytyjski rząd, więc musiał zakończyć swą przygodę z Australią.
Jednak
ziarna przez niego zasiane zaczęły rosnąć. Powstawało coraz więcej nowych
winnic, pojawiło się wielu utalentowanych winiarzy, tworzący na Antypodach
świetne wina. Australia miała nawet swoją małą paryską degustację. Gdy w 1873
roku, w Wiedniu, francuscy krytycy spróbowali, w czasie
ślepej degustacji, win z okolic Victorii byli zachwycenia. Szybko oprotestowali
wynik, gdy okazało się, że owe wina pochodziły z Australii. Uznali,
że taka jakoś mogła być uzyskana tylko na francuskich glebach. Oczywiście taka „reklama”
nie zaszkodziła winom australijskim. W późniejszych latach wina z tej części
nowego świata wygrywały kolejne nagrody na europejskich degustacjach. Niestety i
tam dotarła filoksera, ale Australijczykom udało się przetrzymać ciężki okres. Cały
czas mieli dość silną pozycję na rynku brytyjskim, ich wina fortyfikowane były
tam popularne. Taka sytuacja utrzymywała się do lat siedemdziesiątych XX wieku.
Wtedy zaczęły się pierwsze zmiany w winiarstwie australijskim. Produkcja wina
została przeorientowana w celu promowania eksportu wina. I wtedy nastąpił
ukryty skok. Nie można powiedzieć, że nikt się tego nie spodziewał, ale dla
zwykłych konsumentów szokiem mogło być to jak bardzo zmieniła się dostępność
win z Australii w przeciągu zaledwie kilkunastu lat. Dla zobrazowania sytuacji podam
małą statystykę. W 1990 roku eksport wina australijskiego do USA to ok. 587 tys.
skrzynek. W 2004 roku eksportowano już 20 milionów skrzynek. W 2000 eksport
wina australijskiego do Wielkiej Brytanii po raz pierwszy był wyższy niż
eksport wina francuskiego.
Etykieta wina z Ten Minutes by Tractor |
Dziś wino australijskie nie jest niczym zaskakującym
w sklepie. W marketach jest łatwo dostępne i często sporo tańsze niż wina z
niektórych krajów Europy. Jednak w większości jest to zwykłe, poprawne wino. Aby
spróbować czegoś prawdziwie australijskiego trzeba sięgnąć do tych mniej
popularnych winnic. A tych nie brakuje, bo w ciągu kilkudziesięciu ostatnich
lat powstało tam ich mnóstwo. Dla mnie ich największą zaletą jest to, że nie
ukrywają skąd pochodzą. Nie dodają na siłę „chateau” lub „domaine” by brzmieć
francusko. Nie umieszczają sztucznego zameczku na etykiecie by wyglądać
bardziej dostojnie. Ich nazwy potrafią naprawdę rozbawić, a etykiety
przyciągnąć wzrok.
super!
OdpowiedzUsuń