czwartek, 22 sierpnia 2013

Kamienne wino z krainy piwa.



Niemcy nigdy nie były krajem utożsamianym z winem. Piwo jest bardziej typowym atrybutem w naszym stereotypowym wyobrażeniu sąsiada zza zachodniej granicy. Dlatego nie ma się co dziwić, że o bawarskim winie raczej nikt nie słyszał. Ale i ta część Niemiec kryje u siebie warte skosztowania wina. Północno-zachodnią część tego regionu stanowi Frankonia, gdzie winnice nie są rzadkim obrazem. Spośród tych licznych posiadłości warto wspomnieć o Würzburger Stein, jednej z najstarszych niemieckich winnic, datującej swe początki na VII wiek n.e. Jest to dość charakterystyczne miejsce, które daje wiele argumentów, by nie zapominać o jego historii. Jak chociażby to, że przy owej winnicy powstał Bürgerspital zum Heiligen Geist, który w skrócie można opisać jako niemiecki Hospices de Beaune. Ale to dość długa historia, którą opowiem innym razem. Innym powodem jest umiłowanie wina z tej posiadłości, przez Johanna Wolfganga von Goethego. Skoro tak wielkie dzieła jak Faust, czy Cierpienie Młodego Wertera powstały przy kieliszku Steinwein to z pewnością warto spróbować tego wina. O czym Goethe niejednokrotnie raczył napisać.
Butelki Steinweina z rocznika 1540
Jednak najważniejszym argumentem za tym, by nie zapomnieć o Würzburger Stein jest rok 1540, a w zasadzie rocznik. Rok 1540 zapisał się jako niezwykle gorący. Klęska suszy dotkliwie dała się we znaki mieszkańcom Niemiec. Ponoć było tak sucho, że Ren można było bez problemu przekroczyć piechotą. Na winorośli nie odbiło się to tak bardzo, jak na innych roślinach. Winogron było mniej, jednak wciąż nadawały się na wino, a nawet były lepsze niż zazwyczaj. Co ciekawe, w niektórych przekazach można znaleźć wzmianki o niezwykle ciepłej jesieni, w wyniku której krzaki tak długo pozostawały w wegetacji, że dało się dwa razy zebrać winogrona. Wino z tego rocznika było z pewnością udane. Świadczy o tym to, że zostały nim wypełnione specjalne beczki, którymi celebrowano najlepsze roczniki. Jedna z beczek weszła we własność biskupa Würzburga. O dziwo nie zostało wypite przy pierwszej lepszej okazji. Beczka ostała się w piwnicach biskupich przez blisko 200 lat, w międzyczasie było regularnie dopełnianie podobnym winem by nie uległo utlenieniu. Pod koniec XVII wieku zostało zabutelkowane. Część butelek trafiła do piwnic króla Ludwika I Wittelsbacha, gdzie uchroniły się przed spragnionymi gardłami arystokracji niemieckiej. Tam przetrwały do XX wieku, kiedy to, po wykupieniu przez angielskiego handlarza, trafiły do Londynu.
 
Hugh Johnson
A w 1961 roku jedna z butelek została w końcu odkorkowana. Wino trafiło do kieliszka znanego wszystkim Hugh Johnsona, który scharakteryzował wino jako zbliżone do Madeiry. W notce degustacyjnej zapisał: „W kieliszku oddało swój ostatni charakter i wyzionęło ducha, zmieniając się w ocet.” To przełomowe wydarzenie pozwoliło właścicielom Würzburger Stein uważać swego Steinweina z 1540 roku z najstarsze spróbowane wino. Jednak nie każdy tak uważa. Oponenci Steinweina mówią, że rocznik 1540 nie powinien być uznany, bo beczka przez blisko 200 lat była dopełniana. Dlatego część osób za najstarsze skosztowane wino uznaje Tokaj z 1646 roku, degustowany przez Jamesa Hallidaya, znanego australijskiego krytyka wina. Nie mi rozstrzygać kto ma rację. Do sporu mogę dodać jedynie trzeciego nieformalnego kandydata, również z węgierskiego podwórka. Jest nim Tokaj z 1606 roku. W 1939 wśród zbiorów warszawskiego kupca zostało skatalogowanych aż 328 butelek! Niestety po wojnie nie było śladu po żadnej z nich. Dlatego do rywalizacji, o najstarsze wypite wino, ten Tokaj nie dołączy. Na koniec mogę dodać, że w piwnicach Bürgerspital wciąż znajdują się butelki Stainweina rocznik 1540, więc jeśli właściciel będzie miał wystarczająco dużo cierpliwości i odwagi, by spróbować wina za jakieś 100-150 lat, to nie będzie musiał się martwić o konkurencję z Tokaju.

środa, 7 sierpnia 2013

O winnicach, którym salutowały armie.



Francja jest niewyczerpanym źródłem opowieści i legend z winem w roli głównej. Kolejną perełką, którą udało mi się odnaleźć są dzieje winnic Clos de Vougeot. Zaskakujące, że dopiero teraz natknąłem się na najciekawsze fragmenty historii tego miejsca. Sam przybytek jest w końcu szeroko znany wśród entuzjastów wina, jednak dzieje jego są dość schematyczne, idealnie wpisują się w standardową historię winnic klasztornych. Może dlatego wydawały mi się zbyt nieciekawe dla czytelników, jednak parę krótkich anegdot i ciekawostek wyraźne podnosi atrakcyjność tej historii. Ale zacznijmy od początku. U schyłku XI wieku zostało założone opactwo w Cîteaux. Nie byłoby to nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że pierwszy przeor klasztoru, Robert z Molesme, powołał tam do życia zakon cystersów. Powstanie tego zakonu jest niezwykle ważne dla historii Francji, gdyż szybkie wzmacnianie pozycji cystersów spowodowało schyłek rządów zakonu z Cluny. 

Fragment muru okalającego winnicę.
Ale nie o klasztornych dziejach mam pisać, więc wróćmy do wina. Opactwo w Cîteaux już w pierwszych latach istnienia otrzymało liczne nadania, składające się w dużej części z winnic. Clos de Vougeot to właśnie winnice tego opactwa. Nazwa jest nieprzypadkowa, clos z francuskiego oznacza winnicę ogrodzoną murem. Oczywiście winnice cysterskie z opactwa w Cîteaux nie były od początku otoczone murem. Budowa takiego ogrodzenia była dość kosztowna, w dodatku do początku XIV wieku klasztor otrzymywał wciąż nowe nadania winnic. Dopiero w 1336 roku mur okalający całą winnicę został ukończony. Używanie nazwy Clos de Vougeot było już jak najbardziej pełnoprawne. Sława wina już w tym czasie niosła się daleko. Legenda mówi, że papież Urban V nie chciał opuścić Awinionu, gdyż obawiał się, że nie będzie mógł pić tego wspaniałego wina. Ta historia wydaje się dość niepewna, szczególnie, gdy weźmie się pod uwagę, że ów papież pod nosem miał wina z Châteauneuf-du-Pape. Ale przecież nie każdy lubi wina z Doliny Rodanu.
Budynek Château de Clos de Vougeot, wybudowany w 1551 roku.
Kolejne lata nie były łatwe dla opactwa i jego winnicy. W czasie wojny stuletniej te tereny były wielokrotnie najeżdżane i plądrowane. Dopiero w 1551 roku udało się odbudować zniszczone budynki, wtedy powstało Château de Clos de Vougeot, istniejące do dziś. Mimo trudnych lat prestiż cysterskiej winnic rósł niezmiennie. W czasach nowożytnych była ona jedną z najważniejszych winnic w Burgundii. Szacunek wobec niej był tak wysoki, że oddziały armii francuskiej maszerujące obok Clos de Vougeot musiały zasalutować i zaprezentować broń. Niestety czar prysł gdy nadeszła rewolucja francuska. Wtedy cysterskie majątek poszedł pod młotek, a winnica stała się współwłasnością blisko stu osób. W kilka lat po rewolucji cała winnica wraz z zamkiem została zakupiona przez Julien-Jules Ouvrarda, dzięki czemu znów stanowiła jedność. Po śmierci Ouvrarda Clos de Vougeot trafiło w ręce jego następców, którzy w 1889 roku zdecydowali się sprzedać winnicę. Tym razem było jedynie sześciu kupców, którzy podzielili między siebie nierozłączne dotąd ziemie. Jednym z kupców był Léonce Bocquet, który wraz z 15 hektarami winnic zakupił zamek. Był to człowiek o wielkiej klasie, dzięki niemu Château, popadające w ruinę, zostało odnowione. O nim również opowiada dość ciekawa legenda. Otóż, gdy Wielki Marszałek dworu Hohenzollernów, zachwycony winem, zapragnął kupić 200 butelek w imieniu swego władcy, Léonce Bocquet miał wtedy odpowiedzieć: „Powiedz swemu cesarzowi, że nie sprzedaję tak miernych ilości, a owe dwieście butelek ofiaruję mu jako podarunek.” 
Bractwo Smakoszy Wina.
Niestety winnica w dalszym ciągu była w rękach kilku właścicieli, a wyniku dziedziczenia i sprzedaży coraz więcej osób posiadało coraz mniejsze skrawki Clos de Vougeot. U progu obecnego tysiąclecia winnica była podzielona między osiemdziesięciu właścicieli. Szczęśliwie własność Léonce Bocqueta trafiła w ręce Etienne Camuzeta, który oddał ją w opiekę Bractwu Smakoszy Wina (La Confrérie des Chevaliers du Tastevin). Ta organizacja, założona w 1703 roku, i odtworzona w 1934 roku, skupia entuzjastów wina burgundzkiego. Jest niezwykle elitarnym stowarzyszeniem dbającym o jakość wina i wspierającym kulturę burgundzką. To także dzięki niemu Clos de Vougeot do dziś kultywuje swą legendę i tworzy niezwykłe wina .