Wielka
Brytania z pewnością należy do krajów z największą konsumpcją wina, wśród tych,
które wina nie produkują na dużą skalę. Wynika to z długiej tradycji
winiarskiej Wysp Brytyjskich, bo dawno, dawno temu wiele wzgórz angielskich
porastały winnice. Anglicy – a w zasadzie Celtowie zamieszkujący wyspy w
starożytności – spotkali się z winoroślą
po raz pierwszy za czasów rzymskich. Zanany wszystkim Juliusz Cezar po podbiciu
Brytanii nie omieszkał sprowadzić tam winorośli. Bo trzeba dodać, że w tamtych
czasach trochę inny klimat panował w Europie, a Wyspy Brytyjskie jak
najbardziej nadawały się do uprawy winorośli. Ponad 400-letnie rządy Imperium
sprawiły, że winiarstwo w tym regionie osiągnęło wysoki poziom. Ale, podobnie
jak w reszcie Europy, dobre czasy dla wina w Brytanii skończyły się wraz z
upadkiem Rzymu. Po siedmiu chudych wiekach nadeszły lepsze lata
dla wina w Anglii.
Obszar podbity przez Wilhelma Zdobywce |
Kluczowy był rok 1066. Znany przez każdego Brytyjczyka
Wilhelm Zdobywca podbijając wyspy, tworzy tam swoje chrześcijańskie państwo. A
gdzie jest chrześcijaństwo, tam są również zakonnicy i ich wspaniałe winnice.
Najazd normański przyniósł faktyczne odrodzenie winiarstwa angielskiego. Warto
dodać, że nie tylko zakonnicy prowadzili winnice na wyspach, również
możnowładzcy obsadzali swoje tereny winoroślą. Z bardzo oczywistych powodów: skoro
warunki ku temu sprzyjały, to dużo łatwiej było założyć winnicę i tłoczyć wino,
niż sprowadzać ów napój z Europy kontynentalnej, ryzykując tym samym oksydację
podczas transportu. Dzięki takim działaniom udało się Anglikom odzyskać wino,
które, podobnie jak za czasów rzymskich, było wytwarzane na przyzwoitym
poziomie. Jednak znów nie dało się utrzymać winnic w Anglii na dłużej. Tym
razem przeszkodził cały szereg czynników. W połowie wieku XIV na wyspy dotarła
czarna śmierć. Znaczny spadek liczby ludności (przede wszystkim chłopów)
spowodował, że brakowało rąk do pracy. Trzeba było porzucić uprawę części
winnic, by można było siać wystarczającą ilość zboża. Następne w kolejności
były popisy króla Henryka VIII, który odstąpiwszy od zwierzchnictwa papieża,
odesłał również zakonników. Areał winnic znów się zmniejszył. Do tego doszły
zmiany klimatyczne. W opisywanym okresie angielska pogoda zaczęła przybierać
oblicze dziś dla niej charakterystyczne. Mniej słońca, więcej dreszczów i
krótszy okres wegetacji sprawiły, że było coraz trudniej uprawiać winorośl. Ale
Anglicy nie mieli zamiaru się podać. Skoro warunki nie sprzyjały produkcji wina,
to zawsze można było je importować. Bo chętnych do kupowania i sprzedawania
wina nie brakowało. Francuzi już poważnie weszli na rynek angielski około XII
wieku. Dlatego czasy nowożytne to czas kupców, a nie winiarzy. Ilość importerów
wina rosła jak na przysłowiowych drożdżach, mimo to wciąż była znacznie
mniejsza niż ilość chętnych do sprzedaży wina. Dlatego wino w Anglii w czasach
nowożytnych nie było towarem luksusowym, choć oczywistym jest, że nie każdego było
na nie stać.
Siedziba Berry Brothers & Rudd przy 3 St. James's Street, London |
Warto dodać, że wśród importerów tylko nieliczni w tym czasie naprawdę
coś znaczyli. Jednym z nich był Berry Brothers & Rudd, firma założona w
1698 roku. Jej siedziba znajdowała się na 3 St. James's Street, London, to
adres aktualny do dziś. Jest to istotna firma dlatego, że od panowania króla
Jerzego III (1760) była głównym dostawcą wina do pałacu królewskiego. Poza
dworem królewskim handlowcy ci dostarczali wina takim sławom jak George Byron i
William Pitt Młodszy. A dziś są największą spółką handlującą winem w Wielkiej
Brytanii. Oczywiście poza pośrednikami byli wciąż winiarze, którzy wykonywali
swe syzyfowe prace, by wydobyć z angielskiej ziemi jak najlepsze wino. Przez
cały czas próbowano uprawiać winorośl w Anglii, zbyt wiele czasu zajęłoby mi opisanie
chociażby najbardziej udanych przedsięwzięć, więc tylko o tym wspominam. A
próby prowadzenia winnic są prowadzone do dziś, z dużo lepszym skutkiem niż
dawniej. Co prawda na półkach naszych sklepów próżno szukać win podpisanych
„Wina angielskie”, mimo to Brytyjczycy
mają swoje własne produkcje. To nie jest najlepiej znana mi materia, więc, żeby
nie kłamać, powtórzę za panem Sławomirem Chrzczonowiczem, opisującym Wyspy w
swym najnowszym Leksykonie Win, że
najlepiej Brytyjczycy radzą sobie na polu win musujących. Tym sposobem wracają
do korzeni i starają się tworzyć jak najlepsze wina w swych warunkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz