Legenda
o mnichu Dom Pérignon jest tak stara i oklepana, że obrazą dla moich
czytelników byłoby kolejny raz pisać o tym benedyktyńskim duchownym. Jednakże
historia szampana nie kończy się na nim. Dlatego dzisiejsza gawęda będzie o
tym, co musiało się stać, by uregulowano zasady produkcji tego wina. Wszystko
zaczęło się od tego, że początek minionego wieku był niezwykle trudnym okresem
dla producentów winogron w regionie Champagne. Najpierw, po długiej podróży po
niemalże całej Francji, dotarła tam filoksera, czyniąc nie mniejsze szkody niż
w pozostałych rejonach. Wkrótce także pleśń i mączniak zaatakowały szampańskie
winnice. Gdy doliczy się do tego zupełnie niesprzyjającą aurę pogodową – suszę,
grad, przymrozki i powodzie, to można sobie wyobrazić, jak wyglądały zbiory w
pierwszym dziesięcioleciu XX wieku.
Obecna mapa regionu |
Plantatorzy winorośli chcieli nieco odbić
się od dna, sprzedając producentom szampana swoje owoce po nieco wyższych cenach.
Jako że tzw. domy szampana (maisons de champagne) miały duże
zapotrzebowanie na winogrona, to podwyższone ceny nie były im w smak. Co więcej,
owoców było tak mało, że cześć producentów zaczęła poszukiwać ich gdzie
indziej. Dzięki rozbudowanej sieci kolejowej bardzo łatwo można było sprowadzić
grona z południa Francji, czy nawet z Hiszpanii lub Niemiec. Szybko się okazało,
że winogrona importowane były tańsze niż te od lokalnych producentów, więc
nawet gdy w Champagne w końcu zwiększyły się plony, to domy szampana nie
zamierzały zaprzestać sprowadzania owoców. Lokalne gazety siały nawet plotki,
że niektóre domy produkują wino z angielskiego rabarbaru. Szampańscy
plantatorzy postanowili poskarżyć się na producentów w Paryżu. Rząd francuski
przyjął skargi właścicieli winnic i ustanowił prawo, że prawdziwy szampan
powinien się składać przynajmniej w 51% z winogron pochodzących z regionu
Champagne. Teoretycznie powinno to rozwiązać wszelkie problemy, ale w praktyce
nie rozwiązło żadnych. Domy szampańskie szybko poradziły sobie z nowym prawem,
zatrudniły specjalnych negocjatorów, aby wytargować jak najlepszą cenę za
winogrona, dodatkowo zmawiały się między sobą celowo, obniżając ceny. W końcu
dochodziło do tego, że plantatorzy sprzedawali swoje owoce po cenie ledwo
pokrywającej lub nawet niższej niż koszta produkcji. Tak dłużej być nie mogło,
zwłaszcza, że coraz więcej właścicieli winnic żyło na skraju ubóstwa. Tym razem
postanowili sami dojść sprawiedliwości. Na początku 1911 roku na ulice wyszli
mieszkańcy miasteczek Damery i Hautvilliers, zatrzymali ciężarówki z
transportami tzw. faux Champagne (czyli
każdego szampana wytwarzanego z innych winogron niż ich własne) i wyrzucili
całość ładunków do Marny. Ale to i tak nie był szczyt tego, do czego byli
zdolni zdesperowani plantatorzy. Bunty wybuchły również w innych
miejscowościach.
Protesty w Champagne |
W miasteczku Aÿ ograbiono domy producentów szampana, niektóre
nawet podpalono. Do rana spłonęła cała miejscowość. Aby uspokoić sytuację, z
Paryża wysłano 40 tys. wojska. W każdej wsi wystawiono posterunki. Po tych
wydarzeniach rząd starał się rozwiązać ten, jak się okazało, bardzo poważny
problem. Tym razem próbowano zaostrzyć przepisy poprzez ustalenie konkretnych
granic regionu, z którego mógł pochodzić szampan. Negocjacje trwały długo,
głównie ze względu na plantatorów, którzy nie potrafili się porozumieć w
sprawie tego, które departamenty miałyby wejść w granice prawdziwego regionu
Champagne. Problem dotyczył przede wszystkim regionu Aube. Rozmowy jednak
przerwała wojna, jednocząc na cztery lata plantatorów i producentów. Po
zakończeniu Wielkiej Wojny negocjacje zaczęły się na nowo. Tym razem szybciej
udało się dojść do porozumienia. W 1919 roku rząd francuski uchwalił szereg
ustaw sankcjonujących obszar i metody produkcji szampana. Były to podwaliny pod
normy przyszłego AOC Champagne. Dokładne granice zostały ustalone w 1927 roku,
określały one winnice wokół 319 wiosek, w których można było sadzić winogrona
na przyszłego szampana. Dopiero w 2008 roku ten obszar powiększono do 359
wiosek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz