środa, 22 maja 2013

Młode wino z bogatą historią.



W naszym kraju zwykło się podchodzić z przymrużeniem oka do wszystkiego, co czeskie. Oprócz piwa, bo czeskie piwo to dobre piwo. Ale już samochody są nijakie, kinematografia niezrozumiała, na zasadzie analogii można przyjąć, że wino też jest niezbyt interesujące. Bo jak tu podchodzić „na serio” do kogoś, kto na Pinot Noir mówi Rulandské modré, na Rieslinga – Ryzlink rýnský, a na Blaufrankischa – Frankovka? Prawda jest taka, że trzeba je potraktować poważnie, gdyż jest silnie zakorzenione w kulturze Czech, a jego historia jest dłuższa, niż dzieje samego kraju. Pierwsze winnice sadzono tam w starożytności. Przez Czechy przebiegał limes rzymski, a zatem legiony tam stacjonujące musiały coś pić. Można powiedzieć, że czeskie wino ma antyczne korzenie, ale to opowieść szyta grubymi nićmi, więc nie będę się rozpisywał.

Mapa czeskich regionów winiarskich.
Pierwsze prawdziwie czeskie winnice powstają w IX wieku. Według legendy żona księcia Borzywoja nakazała posadzić winorośl w okolicach Mielnika. Uprawą zajął się dopiero jej wnuk, Wacław I Święty (tak, ten najważniejszy dla Czechów Wacław), który, dzięki swym umiejętnościom i pracy włożonej w odnowę winnic, zyskuje tytuł Supremus Magister Vinearum. Na jego cześć ustalone zostaje święto wina, celebrowane w końcu września. Tym sposobem, zanim Polska jeszcze zaistniała na mapie, Czesi mieli już swoje święto wina. Ale to dopiero początek rozwoju winiarstwa. Gdy tylko do naszych sąsiadów dotarli zakonnicy, winnice sadzono wszędzie, gdzie tylko były klasztory. Władcy Czech zdawali sobie sprawę, jak intratnym interesem jest inwestycja w wina, więc aktywnie wspierali rozwój winnic w swym kraju. Pierwszym krokiem było wprowadzenie zakazu sprzedaży austriackiego wina w Brnie, do miasta były wpuszczane tylko transporty z Moraw. To prawo zostało wydane przez Jana Luksemburskiego już w 1325 roku. Niebywale wzmocniło pozycję winnic morawskich i całego czeskiego wina, które pozbyło się wyraźnego konkurenta. Jego sukcesor poszedł o krok dalej. Karol IV widząc, jak duże zyski przynosi uprawa winorośli, wydał w 1358 roku prawo, na podstawie którego wszystkie ziemie wysunięte trzy mile na północ od Pragi miały zostać obsadzone winnicami. Kto nie miał zamiaru zakładać winnicy, bądź nie był w stanie tego zrobić, został zmuszony odsprzedać swe ziemie osobom desygnowanym przez władze Pragi. Na terenach, które obsadzono winoroślą, przysługiwało dwunastoletnie zwolnienie z podatku. Tym sposobem stolica Czech uzyskała niemalże prywatne winnice, które mogły zaspokoić potrzeby wszystkich mieszkańców tego wielkiego miasta Ślady po tych miejskich winnicach można znaleźć do dziś, cześć zbocza Hardczan znów jest obsadzona winoroślą, ale to tylko niewielka rekonstrukcja dawnych winnic, a nie faktyczna pozostałość po nich. 

Zamek w Mielniku.
Wkrótce tak silna protekcja władców miała stać się problematyczna. Produkcja była tak duża, że przewyższała popyt. Czescy winiarze szybko sobie z tym poradzili. Wymusili na królu zakaz sprowadzania wina z zagranicy między 16 września a 24 kwietnia. W tym okresie można było pić tylko czeskie wina. Takie prawo zostało wprowadzone w 1370 roku. Było to korzystne dla czeskich winiarzy także z tego powodu, że ich wina, w przeważającej większości, nadawały się do picia tylko za młodu. Przez te zakazy wino czeskie zdominowało rodzimy rynek. Wielkim wydarzeniem było otworzenie w Brnie miejskiej karczmy, w której można było serwować wina zagraniczne nawet w okresie prohibicji. W wieku XV królowie czescy bardziej starali się o to, by wino było dobrej jakość, aniżeli martwili się o jego konkurencyjność na rynku. Wprowadzono odpowiednie prawa, by wykluczyć sprzedaż, a nawet produkcję najgorszej jakości wina. Zaczęto zdawać sobie sprawę, że w Czechach jest za dużo winnic, ale nie podjęto wyraźnych kroków, by temu przeciwdziałać. W wieku XVI sytuacja się pogorszyła, gdyż produkcja wina czeskiego była dużo wyższa niż jego krajowa konsumpcja. Ale najgorsze było to, że zaczynały zamykać się pewne drogi eksportu. Austriaccy winiarze walczyli z Czechami ich własną bronią. U początku XVI wieku wystosowali prośbę do cesarza Ferdynanda I, by wprowadził zakaz importu win morawskich na tereny austriackie. Na domiar złego jakość wina produkowanego w czeskich winnicach miejskich drastycznie spadła. Cześć z nich została zamknięta, a w całych Czechach zaczął spadać areał ziemi przeznaczonej pod uprawę. Nie pomogło nawet to, że u początku XVII wieku poważnym klientem na czeskie wino stała się Polska. W ciągu pierwszych dziesięciu lat import trunku w samym Krakowie wzrósł dwukrotnie (w 1600 do dawnej stolicy Polski importowano ponad 2,5 mln litrów wina, a w 1609 już blisko 4,5 mln litrów). 

Jednak XVII wiek jest okresem degradacji czeskiego winiarstwa. Potem jest już tylko gorzej. Wiele winnic leżało odłogiem, bo produkcja okazała się nieopłacalna. Nawet odrodzenie winiarstwa w wieku XVIII było tylko pozorne. Wina czeskie już nie były tak dobrej jakości, jak w XIV wieku. Symbolicznym gwoździem do trumny była XIX-wieczna filoksera. Najniższy areał winnic uprawianych w Czechach przypadł na czas dwudziestolecia międzywojennego. W 1930 roku na Morawach było zaledwie 3780 ha winnic. Dla porównania trzeba dodać, że na początku XVII wieku na tym samym obszarze było uprawianych ponad 18 000 ha winnic. Po wojnie sytuacja zaczęła się poprawiać. Dziś czeskie winiarstwo zdołało się odrodzić, niestety wina są dość drogie, więc nie zyskało zbytniej popularności w naszym kraju. Dlatego dla większości Polaków często kojarzy się ono tylko z całkiem zabawnym filmem Młode wino.

3 komentarze:

  1. a jak poważnie traktować kogoś kto na blauer portugieser mówi modry portugal?
    jongleur

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a jak ma mówić skoro blauer znaczy modry, a portugieser portugal. Każdy naród ma swój język i nazywa rzeczy w swoim języku. Myślałem, że od XVIII wieku Polacy trochę zmądrzeli, ale niestety nadal wolą po francusku, choćby nawet nie rozumieli co mówią.

      Usuń
  2. Przykłady można mnożyć, chociażby czeski Eiswein czyli Ledové víno, też nie brzmi zbyt poważnie.
    Ale cóż, to tylko nasze polskie uprzedzenie do języka naszych przemiłych sąsiadów.

    OdpowiedzUsuń