Tak
miały brzmieć słowa Hitlera po degustacji wielkich francuskich win. Niestety nie
wiadomo jakich. W każdym razie wyraźnie wskazywały jak Fürher był ustosunkowany
do tego trunku. Jak nigdy pozostał osamotniony w tej opinii. Znaczna część jego
generalicji i wysokich urzędników była zakochana we francuskich winach. Göring
przykładowo był wielkim fanem Bordeaux, Ribbentrop lubował się w szampanie, a
Goebbels preferował szlachetne burgundy. Wraz z kapitulacją Francji, trzy
najznamienitsze regiony winiarskie spodziewały się inwazji nazistów
pustoszących piwnice wielkich posiadłości. Dość znacząco się pomylili. W końcu Niemcy, jak to Niemcy
musieli to zrobić w bardziej metodyczny sposób. Powołano specjalnych
urzędników, tzw. weinfürerów. Ich zadaniem była selekcja i zakup (sic!)
najlepszych win z konkretnych regionów. Wysłannikiem do Bordeaux był Heinz
Bömers, Burgundią zaopiekował się Adolph Segnitz, natomiast Szampanią miał się
zająć Otto Klaebisch. Formalnie to brzmiało bardzo dobrze, realnie wyglądało to
nieco gorzej.
![]() |
Żołnierze Luftwaffe popijający wino |
Zanim napiszę parę słów o tym jak to wyglądało w praktyce, muszę
nadmienić, że trzech wybranych weinfürerów nie objęło tej funkcji z przypadku.
Wszyscy znali się doskonale na winach i byli przedstawicielami tej branży na
rynku niemieckim. Każdy z nich znał również francuskich winiarzy i handlarzy,
gdyż ich rodziny współpracowały od lat. Dobrym przykładem w tym miejscu będzie
Burgundia. Odpowiadający za nią Adolph Segnitz był dobrym przyjacielem z
Mauricem Drouhinem. Mimo to, Drouhin nie uniknął represji ze strony Niemców, w
połowie 1941 roku został nagle pojmany. W więzieniu przesiedział około roku. Sam region miał trochę więcej szczęścia. Lata
1939-1941 były tragiczne pod względem zbiorów i warunków pogodowych. Marquis
d’Angerville miał powiedzieć „Wino w 1940 roku było tak fatalne, że nawet nie
próbowaliśmy go winifikować, po prostu wszystko wylaliśmy.” Niemcy nie mogli
żądać czegoś czego nie było. Najcenniejsze zapasy z poprzednich roczników
zostały dokładnie ukryte. Większość pozostałych win trafiła do gardeł nazistów,
ale była to i tak niewielka strata. Bordeaux nie miało tyle szczęścia. Co
prawda Heinz Bömers nie miał zamiaru krzywdzić winiarzy z tego regionu, ale był
w trudnej sytuacji, gdyż wina przez niego selekcjonowane trafiały do Hermana
Göringa, który na winie się znał i nie miał zamiaru przepłacać za francuskie
klasyki. Mimo to Bömers bardzo starał się działać na korzyść Francuzów. Gdy
pewnego razu był wezwany na spotkanie z bordoskim handlarzem, Rogerem Descas,
by negocjować ceny w obecności niemieckich oficjeli, postanowił zastosować
pewien fortel. Dzień przed spotkaniem handlowym, zaprosił Descasa na kawę i
potajemnie ustalili jakie ceny będą odpowiednie dla obu, tak by nie skrzywdzić
winiarzy i ugłaskać Niemców. Następnego ranka na spotkaniu, obaj panowie wdali
się w zaciekłą kłótnię, będąca w rzeczywistości teatrem dla nazistowskich
funkcjonariuszy. Scysja zakończyła się porozumieniem, którym była oczywiście
wcześniej ustalona cena. I wszyscy byli szczęśliwi. Poza Göringiem, który nie
był zbyt przekonany co do lojalności Bömersa. Wezwał go do Berlina i wprost
oskarżył o zdradę. Weinfürer odpowiedział mu, że jeśli nie jest zadowolony z
jego pracy to może odesłać go do domu. Na tym skończyło się spotkanie. Göring
wiedział, że nie znajdzie nikogo lepszego do tej pracy, Bömers wiedział, że
wszyscy teraz zaczną patrzeć mu na ręce. Gdy wrócił do Bordeaux dowiedział się,
że niemieccy żołnierze urządzają sobie spontaniczne wypady do co lepszych
winnic, konfiskując wina. Był niemalże pewny, że były to zamierzone działania
Göringa. Szczęśliwie nie było zbyt częste. Największe posiadłości zdołały
uchronić najlepsze butelki przed nazistami. Niejednokrotnie wymagało to tak drastycznych
środków, jak na przykład zamurowywanie części piwnic, by ukryte zapasy nie zostały odkryte i
skonfiskowane.
![]() |
Château Mouton Rothschild należące niegdyś do kolekcji Göringa. |
W najgorszej sytuacji była Szampania. Niemcy szczególnie
lubowali się w prawdziwym champagne,
więc żądali astronomicznych ilości (nawet do 400 tys. butelek tygodniowo). Oczywiście, mimo że winiarze otrzymywali zapłatę za te
butelki to ceny rzadko spełniały ich oczekiwania. Dodatkowo zanim
weinfürer przybył do tego regionu, to Niemcy zdążyli już zrabować blisko 2
miliony butelek. Francuzi robili wszystko by spełnić oczekiwania nazistów i nie
zbankrutować jednocześnie. Robert-Jean de Vogüé współwłaściciel Moët et Chandon
w 1941 zwołał spotkanie wszystkich producentów szampana i zaproponował plan
działania, polegający na tym, że wszyscy mają być po równo obciążeni dostawami
szampana do Rzeszy. Miało to pomóc przetrwać ten trudny okres. Część winiarzy
starała się radzić sobie na inne sposoby, przykładowo podmieniając etykiety w
przeciętnych butelkach. Otto Klaebisch podejrzewał manipulacje. Podczas jednej
z kontroli, natknął się na wyraźnie oszukany trunek. Natychmiast wezwał do
siebie odpowiedzialnego za nie producenta, dwudziestoletniego wówczas, Francois
Taittinger. Bez ogródek spytał:
„Jak śmiesz sprzedawać mi te musujące pomyje?”. Młody mężczyzna odpowiedział:
„Kogo to obchodzi? Przecież ci co będą to pili i tak nie mają pojęcia jak
smakuje prawdziwy szampan!”. Ta, nie odbiegając zbytnio od prawdy, wypowiedź
zakończyła się dla Francois wizytą w więzieniu.
Szybka interwencja najstarszego z braci Taittingerów, pozwoliła mu na wyjście z
aresztu zaledwie po kilku dniach. Zachowanie
młodego winiarza nie odbiegało zbytnio od normy. Wielu producentów równie
zaciekle sprzeciwiało się niemieckim rozkazom. Kolejne przykłady niesubordynacji
zakończyły się odgórną karą dla każdego z winiarzy. Do wyboru było 600 tys.
franków grzywny albo 40 dni w więzieniu. Niemalże każdy zapłacił grzywnę. Po tym
winiarze z Szampanii starali się współpracować z Niemcami. Tak pokrótce można
przedstawić pracę weinfürerów. Ich zadanie zostało doskonale
wykonane. Dzięki nim każdego roku do Rzeszy spływało dwa i pół miliona hektolitrów
francuskiego wina. Ale nie należy oceniać ich jednoznacznie negatywnie. Warto
zauważyć, że w pewnym sensie uchronili francuskie winnice przed brutalną
konfiskatą wina przez armię, do której mogło dojść, gdyby nie niemiecka chęć
zorganizowania każdej czynności. Wiadome było, że winnice ucierpiały na
sprzedaży wina do Niemiec, gdyż ceny – delikatnie mówiąc – były niezbyt atrakcyjne,
a możliwości negocjacji należały do rzadkości. Ale nawet niska cenna jest
lepsze niż oddanie wina za darmo. Wielu winiarzy francuskich przyznało, że tak
naprawdę udało im się przetrwać tylko dzięki pracy weinfürerów. Potrafili
sprawić by naziści byli szczęśliwi z udanych zakupów i producenci nie
ucierpieli bardzo na handlu z Rzeszą. W taki sposób stali się niedocenionymi
bohaterami francuskich winnic.