Jakiś czas temu zdarzyło mi się napisać
co nieco na temat związku Anglii z winem porto. Dziś chciałbym kontynuować ten
temat, z racji iż jest obszerny i wiele jeszcze o nim można napisać. By
ponownie nie zanudzać Was szczegółami historycznymi tego, jak narodziła się
angielska miłość do porto, napomknę jedynie, że poprzednią gawędę na ten temat
można znaleźć TUTAJ właśnie. Przejdźmy do rzeczy więc, ów tytułowy klub był
nieoficjalnym określeniem zjawiska w XVIII-wiecznej Anglii. Wtedy miłość do porto
znacznie wzrosła z racji coraz większego eksportu tego wina na wyspy i jego
dość niskiej ceny. Tym spowodowane było powstanie dość dużej grupy
dżentelmenów, którzy znani byli z tego, że zdołali wypić trzy butelki porto
podczas jednego wieczoru (ewentualnie w ciągu jednego dnia). Taki zwyczaj
przysposobili sobie jako codzienność. Angielskie społeczeństwo, jak to często
bywa, przedstawiało dość ambiwalentny stosunek do tej kwestii. Z jednej strony,
osoby należące do nieformalnego klubu były piętnowane za pijaństwo, z drugiej
owi mężczyźni cieszyli się niejaką estymą, gdy po tej ilości alkoholu mogli opuścić tawernę na własnych nogach (oczywiście nie
zawsze to się im udawało).
Należy zauważyć, że do członków tego zacnego towarzystwa
zaliczano osoby o relatywnie wysokiej pozycji społecznej, np. właścicieli
ziemskich, proboszczów czy wykładowców akademickich. Wśród elity angielskiej
oczywiście nie brakowało orędowników nieformalnego klubu. Jednym z nich była
William Pitt Młodszy, najmłodszy premier Wielkiej Brytanii. Ciekawostką może
być fakt, że spośród dżentelmenów niemalże co dnia wypijających trzy butelki porto,
wyłoniły się jednostki przedstawiające jeszcze większą tolerancję na ilość
spożytego alkoholu. Panowie o nazwiskach, Dufferin, Blayney and Panmure byli
znani jako Dżentelmeni Sześciu Butelek. Nazwa jest na tyle oczywista, że nie
wypada jej tłumaczyć, warto dodać jedynie, że ten zwyczaj nie należał do
codziennych i był tylko okazjonalnym popisem zdolności. By oddać nieco prawdy historycznej
i nie posądzać Anglików o skrajny alkoholizm muszę powiedzieć parę słów na temat
samego wina. Otóż porto z początku wieku XVIII było dalekie od dzisiejszego odpowiednika.
Miało niższą zawartość alkoholu, często bliską przeciętnemu winu dzisiaj. Co
więcej, nim stało się naprawdę popularne to często padało ofiarą fałszerstwa.
Część mniej poważanych tawern pod szyldem porto sprzedawała niskiej jakości
czerwone wino, rozrobione sokiem z jeżyn i wodą, z dodatkiem alkoholu i cukru
by ukryć oszustwo. Wedle jednego z francuskich podróżników - Monsieur Grosley -
za porto w jednej z angielskich tawern próbowano przedstawić sfermentowany sok
z rzepy zmieszany z piwem z dzikich owoców. Aż trudno uwierzyć, by mogło to być
pomylone z porto, nawet niskiej jakości, może przez obserwatora przemawiała
tylko wrodzona zawiść między dwoma narodami, dlatego tak niepochlebnie wyraził
się o winie podawanym na wyspach. Z drugiej strony mógł trafić do naprawdę
paskudnej tawerny. Nie jest to aż tak istotne, warto jedynie zaznaczyć, że
jakość porto znacząco poprawiła się, w drugiej połowie XVIII, gdy Marquês de Pombal przejął kontrolę nad uprawą
winogron i produkcją wina, zaskakująco psując przy tym nico krwi Anglikom. Ale jak to często bywa, to już materiał na nową historię.
Kolejnym istotnym elementem, który sprawia, że Klub Dżentelmenów
Trzech Butelek jest nieco bardzo wiarygodny jest butelka sama w sobie. Nie można
zapomnieć, że przez wiek XVIII butelkowanie wina nie było czymś oczywistym i
powszechnym. Wino kupowało się albo w beczkach, albo piło się je w różnego
rodzaju lokalach. Butelki były niepraktyczne i nieekonomiczne, przynajmniej u
początku wieku XVIII-tego. To stulecie było swego rodzaju czasem ewolucji
butelki. Powyższa grafika bardzo dokładnie obrazuje, jak kształt butelki
przeszedł od tzw. ‘cebulki’ do dzisiejszej formy zbliżonej do walca. Początkowa
forma butelki była nieco mniej pojemna niż obecnie, zawierała w sobie mniej
więcej tyle ile liczy sobie angielska pinta, czyli około pół litra. Dlatego
właśnie wypicie tych trzech butelek porto nie było aż takim wyzwaniem jak
mogłoby się wydawać. Pomimo, tego, że mniejsza ilości alkoholu i spożywanie jedynie
półtora litra porto dziennie wydaję się być bardziej realne, to i tak wzbudza
to pewną refleksję na temat konsumpcji alkoholu w Anglii. Ale i tym razem muszę
odwołać się do zupełnie innego postrzegania alkoholizmu w wieku XVIII-tym,
czyli po prostu mniejszego napiętnowania tej kwestii. Na zakończenie tej krótkiej
gawędy mogę dodać, że Three-bottle Man Club, jest poniekąd uważany za podwaliny
do powstania tak zwanego „The Brilliants” z Covent Garden, jednego z licznych
klubów brytyjskiej elity, niezwykle popularnych w XIX-wiecznej Anglii. Podobno,
jednym z podstawowych warunków przyjęcia do owego klubu, była umiejętność
wypicia określonej (i z pewnością dość znacznej) ilości porto.