Przyszedł czas bym w końcu powiedział
nieco więcej na temat tego niemieckiego skarbu. Choć to historia dość dobrze
znana to jednak czuję się w obowiązku napisać jak doszło do rozpowszechnienia
Rieslinga u naszych zachodnich sąsiadów. Nim zacznę pisać o tej winorośli,
muszę wspomnieć o jej twierdzy, która powstała w czasach gdy Polanie mieszkali
jeszcze na drzewach. Schloss Johannisberg, bo o nim oczywiście mowa, to przepiękny
klasztor położony na wzgórzu nieopodal Renu. Ów przybytek swe początki datuje na
panowanie Karola Wielkiego. Najprawdopodobniej w tym czasie syn Karola,
późniejszy król Ludwik Pobożny, zarządził obsadzenie tego sławnego wzgórza winoroślą.
Pierwsze wina z tego miejsca trafiły na stół Karola Wielkiego.
Oczywiście
uprawą winorośli i produkcją wina zajmowali się zakonnicy. W tym przypadku byli
to Benedyktyni. Początkowo wzgórze to nazwali Bischofsberg, czyli wzgórze
biskupie. U początków XII wieku wybudowano na szczycie klasztor i bazylikę pod
wezwaniem Jana Chrzciciela. Wtedy właśnie zmieniono nazwę na Johannisberg (wzgórze
Jana). W taki sposób powstała twierdza Rieslinga, ale do narodzin samej
winorośli było jeszcze daleko. W zasadzie ciężko powiedzieć czy było daleko, bo
nie sposób stwierdzić kiedy tak naprawdę powstał Riesling. Cześć badaczy uważa
go za autochtoniczną odmianę niemiecką, rozpoznaną u początku XIV wieku (jednak
muszę dodać, że stanowisk jest wiele, ale dyskusja w tej kwestii jest zbyt
obszerna by ją w tym miejscu przytaczać). Pewne jest to, że pierwsze wzmianki
pisane o nim pojawiają się w XV wieku. Dowiadujemy się z nich, że Jan VI, graf Katzenelnbogen
zakupił w 1435 roku sześć sadzonek Rieslinga za 22 szylingi, od niejakiego
Klausa Kleinfisha. Podobnych wpisów z ksiąg inwentarzowych jest więcej. Daje
nam to do zrozumienia, że w XV i XVI wieku sztandarowa niemiecka winorośl
zyskuje na popularności i pojawia się w coraz liczniejszych winnicach. Jednak
przełom dla Rieslinga był spowodowany dwoma wydarzeniami z XVII i XVIII wieku.
W XVII wieku wśród niemieckich zakonników doszło do objawienia. Zdali sobie
sprawę, że ich czerwone wina nie mogą konkurować z czerwonymi winami
francuskich zakonników, dlatego postanowili zaufać białym odmianom. Dzięki tej niebagatelnej
zmianie Riesling zaczął zyskiwać na znaczeniu i był coraz chętniej obsadzany
nad Renem. Z kolei w XVIII wieku książę Fuldy, Konstantin von Buttlar, zakupił
nieco podupadły przybytek Schloss Johannisberg, wraz z jego zaniedbanymi
winnicami. Tuż po zakupie zdecydował się postawić na wzgórzu swoją rezydencję,
a w 1720 roku zabrał się za odnowę winnicy. Przeważającą jej część obsadził
Rieslingiem, czyniąc go dominującą odmianą na wzgórzu Jana (użyto blisko 300
tys. sadzonek!). Schloss Johannisberg szybko narzucił wysoki standard wina z
tej ‘czysto niemieckiej’ odmiany. Dlatego też wkrótce obsadzanie winnic
Rieslingiem było prawnie nakazane. W 1744
roku książę-biskup Speyer nakazał karczowanie winnic i obsadzanie ich wyłącznie
Rieslingiem. Podobny dekret wydał książę-biskup Trieru w 1787 roku.
Dopełnieniem
sukcesu był „szczęśliwy wypadek”. W XVIII wieku zbiór winogron w Schloss Johannisberg
mógł być zarządzony tylko przez księcia-biskupa Fuldy. Kurier wysłany do
winnicy, z nieznanych powodów, opóźnił się o kilka tygodni. Gdy dotarł na
wzgórze winogrona były już pokryte pleśnią. Mimo to zostały zebrane, a ówczesny
zarządca winnicy dołożył wszelkich starań by choć trochę uratować zbiory. Ku zaskoczeniu
wszystkich wino z owego roku było niezwykle smaczne, wręcz lepsze niż wszystkie
do tej pory. W taki sposób według Niemców powstał Riesling Spätlese. Nie sposób
nie zauważyć, że ta legenda jest niezwykle podobna do historii powstania Tokaju
Aszú. Co więcej, istnieją
wzmianki z 1730 roku o intencjonalnym pozostawianiu gron Rieslinga, by pokryły
się pleśnią, dzięki czemu można było uzyskać lepszej jakości wino. Ale nie
zabierajmy Niemcom ich małej legendy. Można im wybaczyć to małe podkolorowanie historii
w zamian za to wspaniałe wino, które tworzą.
XIX wiek był czasem hegemonii
Rieslinga w Europie. Nie dość, że był na równi popularny co wina z Burgundii czy
Bordeaux, to jeszcze ceny najlepszych niemieckich butelek wielokrotnie
przekraczały ceny win francuskich. Wiele osób twierdziło, że w dolinie Renu i Mozeli
nie powinno się sadzić innych odmian niż Riesling, co swoją drogę było bliskie
zrealizowania. Niestety wiek XX był mniej pozytywny dla tej winorośli. Część
winiarzy stwierdziła, że warto by poeksperymentować z nowymi odmianami, np. Müller-Thurgau,
czy Silvaner. W 1930 roku już tylko 57% areału winnic było obsadzone Rieslingiem.
Co prawda, nie można odmówić sukcesów niektórym winiarzom w produkcji win z nowych
odmian, jednak do sukcesu Rieslinga brakowało im bardzo wiele. Szczęśliwie dziś
sytuacja wraca do normy, a ‘czysto niemiecka’ winorośl znów jest głównym atutem
niemieckiego winiarstwa. Na koniec wypadałoby polecić jakąś dobrą butelkę,
jednak nie mi to czynić. Za to mogę zaproponować rekomendacje Marcina
Jagodzińskiego, mojego autorytetu w kwestii Rieslinga. Dostępne tutaj i tutaj.